Temat, który zaproponowałam, rzadko pojawia się w kazaniach w naszym Kościele, a co za tym idzie, również w naszej parafii. Wyznaczone teksty kazalne jakoś nie poruszają tej kwestii. Dlatego chcę, żebyśmy zastanowili się nad tym dzisiaj, kiedy spotykamy się poza cyklem zwykłych nabożeństw. Jak domyśliliście się zapewne, widząc ogłoszenia, chodzi o spowiedź, ale nie o to, CZY powinniśmy się spowiadać, bo to chyba jest jasne. Nie chcę też wnikać za mocno w SPOSÓB odbywania spowiedzi, czy ma być indywidualna czy powszechna. Nie zamierzam też cytować naszych Ksiąg Wyznaniowych. To, co Marcin Luter czy Filip Melanchton pisali na temat spowiedzi, możecie sami doczytać. Chcę mówić o tym, jak CZĘSTO należy się spowiadać. A pomoże mi w tym… pranie.
Może dziwnie to zabrzmi, ale… wiele ważnych epizodów oświecenia religijnego przeżyłam w łazience. Ostatnio spędzam tam więcej czasu, bo w duchu minimalizmu, o którym mieliśmy w ramach Pronoji dwa spotkania, robię porządki w całym mieszkaniu, w łazience też. Kilka tygodni temu weszłam rano do łazienki i zauważyłam, że kosz, w którym zbieramy rzeczy do prania, znowu się nie domyka. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, brzmiała: przecież dopiero co wszystko wyprałam i był pusty. Wyrzuciłam wszystko na podłogę i zaczęłam sortować ubrania kolorami. Po chwili stwierdziłam, że nie ma tam rzeczy nietypowych, jak obrus, kurtka czy wyjściowa sukienka. W koszu były tylko skarpetki, koszulki i bielizna. To, co ja i mój mąż nosimy codziennie. I chociaż każdego dnia bierzemy prysznic i nie prowadzimy szczególnie aktywnego trybu życia, to jednak co wieczór zdejmujemy z siebie ubrania, które trudno nawet nazwać brudnymi. Prędzej lekko nieświeżymi. Ale, chociaż generalnie uważamy, zdarza nam się ubrudzić przypadkiem. Oblać się kawą, pobrudzić się sosem do pizzy, odruchowo wytrzeć o siebie ręce. Ktoś może nas ochlapać błotem na ulicy w deszczowy dzień, nie mówiąc już o tym, że czasem na kolana wskoczy nam kot, który chwilę wcześniej był w kuwecie. Zatem każdego dnia bardziej lub mniej świadomie brudzimy nasze ubrania podczas zwykłych, koniecznych do życia czynności.
I patrząc na te codzienne ubrania pomyślałam, czy tak samo nie jest przypadkiem z naszymi duszami? Jako chrześcijanie zapewne staramy się nie grzeszyć. Ale dobrze wiemy, że to na dłuższą metę niemożliwe. Żyjąc, grzeszymy. Nie chcę tu popadać w gnostycyzm czy manicheizm, ale żyjąc w brudnym świecie, musimy się ubrudzić. Czy więc naszej duszy nie należy się regularne pranie, tak samo, jak naszym ubraniom?
Znajomi katolicy często pytają mnie, czemu tak mało ludzi przystępuje u nas do spowiedzi i Komunii poza większymi świętami. Przecież mamy spowiedź powszechną, co ich zdaniem powoduje, że łatwiej jest się wyspowiadać, bo nie ma tej bariery konfesjonału i księdza, który nie zawsze jest wyrozumiały, a bywa wręcz niemiły… I pytają dalej – czy większość ewangelików żyje w permanentnym grzechu i nie chce się poprawić? Staram się im wyjaśnić, że nie, że nie „żyją w grzechu” bardziej niż pozostali. Ewangelicka teologia mówi, że wszyscy jesteśmy zanurzeni w grzechu. Są też grzechy w sensie pojedynczych uczynków, ale generalnie grzech to stan, w jakim się znajdujemy. Więc czy chcemy, czy nie chcemy, w grzechu żyjemy cały czas. Wszyscy. Więc czemu ewangelicy się nie spowiadają częściej? Może to kwestia przyzwyczajenia albo wychowania?
Kiedy w dzieciństwie mieszkałam na wsi, u babci, nie było tam pralki. Raz na jakiś czas w kuchni ustawiało się kilka plastikowych wanienek i robiło ręcznie wielkie pranie. Było to spore i dość uciążliwe przedsięwzięcie. Teraz babcia mieszka w mieście, w bloku, ma pralkę, ale z niej nie korzysta. Przyzwyczaiła się przez lata do prania ręcznego w wannie i myślę, że dla niej takie pranie wciąż jest wielkim wydarzeniem. Może ewangelicy tak bardzo przyzwyczaili się do spowiedzi i Komunii kilka razy w roku (co zdaje się, wynika z pietystycznego modelu pobożności), że choć mają teraz możliwość spowiadania się raz, dwa razy w miesiącu, a w niektórych parafiach nawet co tydzień, nie potrafią? Może, tak jak pranie dla mojej babci, spowiedź jest dla nich wciąż wielkim wydarzeniem, do którego trzeba się przygotować, nazbierać grzechów, a potem przejść ten uciążliwy proces? Nie wiem, nie odważyłam się zadawać ludziom takich pytań. Ale moim zdaniem, zresztą podpowiada mi tak moje osobiste doświadczenie, im rzadziej się to robi, im tego prania czy grzechów więcej, tym trudniej przez to wszystko przejść.
Więc jak ułatwić sobie proces dbania o nasze dusze? Po pierwsze, uznać, że jesteśmy grzeszni. Pamiętam, że gdy przygotowywałam się do spowiedzi po ponad 12 latach przerwy, było to dla mnie bardzo trudne. Nagle uświadomiłam sobie, ile rzeczy, które w tzw. świeckim życiu są normą, dla człowieka wierzącego już takie nie powinny być. Przeraziło mnie to. Wcześniej uważałam, że przez te wszystkie lata co prawda nie chodziłam do kościoła i nie modliłam się, ale jakichś specjalnych grzechów nie popełniałam. Przecież nikogo nie zabiłam, nie okradłam, nie zdradziłam. Pamiętam, że nawet na pierwszym spotkaniu z księdzem powiedziałam coś takiego, że nie mam jakichś większych grzechów na sumieniu. Ale kilka miesięcy później, kiedy dotarło do mnie, czym jest grzech, zrobiło mi się strasznie głupio i przykro, że w ogóle tak mogłam myśleć. I teraz ile razy czytam lub słyszę te słowa z 1 Listu Jana, które dzisiaj mieliśmy w lekcji apostolskiej, że kto mówi, nie mam grzechu, ten siebie oszukuje, to wiem, że to jest o mnie. To takie przypomnienie dla mnie, żebym nie poczuła się zbyt dobrze.
Moje przerażenie tymi „niespecjalnymi” grzechami może lepiej zilustruje wam przykład… ręczników. Przez wiele lat używaliśmy do wycierania rąk takich normalnych, jasnych ręczników (ok. 100×50 cm). Taki ręcznik wisiał przez kilka dni, wycieraliśmy w niego czyste, bo już umyte ręce, a jednak po tych kilku dniach na środku pojawiała się ciemniejsza plama i ręcznik zaczynał niezbyt ciekawie pachnieć i trafiał do prania. Problem w tym, że po roku czy dwóch takiego użytkowania, nawet po intensywnym praniu ten ciemniejszy ślad na środku zostawał. Teraz mamy takie małe ręczniczki (30×30 cm)i zmieniamy je codziennie, a jak trzeba, jeśli oboje jesteśmy w domu i często myjemy ręce, to nawet kilka razy dziennie. I wiecie co? Te małe, często zmieniane ręczniczki dopierają się zawsze bez problemu. To, co się nie chce sprać z ręczników, to są właśnie te „niespecjalne” niewinne, codzienne grzechy. Czasem wydaje nam się, że ich nie ma albo łatwo sami się z nich rozgrzeszamy, a one wnikają w nas, w strukturę naszej duszy i utrwalają się. Oczywiście, w realnym życiu można wymienić ręczniki na ciemne, nawet czarne, ale jeśli chodzi o dusze… nie jest to chyba dobry pomysł.
Więc uznaliśmy już, że że jesteśmy grzeszni. Teraz czas na drugi krok. Myślę, że tak, jak codziennie wieczorem ściągamy z siebie ubrania i decydujemy, w czym można jeszcze pochodzić, a co już trzeba wyprać, tak samo dobrze byłoby codziennie wieczorem zrobić rachunek sumienia. Nie według jakiejś szczegółowej listy, tylko po prostu spojrzeć wstecz na cały dzień i przypomnieć sobie, czy kogoś nie skrzywdziliśmy myślą, mową, uczynkiem, zaniedbaniem. Jeśli się z kimś pokłóciliśmy, dobrze jest przeprosić go od razu, jeszcze tego samego dnia, żeby słońce nie zachodziło nad naszym gniewem. Przecież nie mamy żadnej gwarancji, że rano się obudzimy, prawda?
Trzeci krok, to wyznanie grzechów. Katolicy i prawosławni dziwią się, że co to za spowiedź u ewangelików, bez wyznania grzechów przed drugim człowiekiem. A czy wkładając rzeczy do pralki pokazujemy komuś każdą sztukę i tłumaczymy się z tego? Raczej nie. Z drugiej strony, kiedy czasem mam do czynienia z nietypową plamą, np. ze smaru czy czegoś takiego, to dzwonię do mamy albo teściowej i pytam, co z tym zrobić. I zwykle muszę też powiedzieć, skąd ta plama się wzięła. Ze spowiedzią indywidualną jest podobnie – można się umówić z księdzem i porozmawiać o jakimś konkretnym naszym grzechu. Ale myślę, że tak naprawdę dość często odbywamy spowiedź indywidualną… trochę nieświadomie. Na przykład, jeśli obiecałam redakcji czasopisma, że zaprojektuję okładkę albo napiszę artykuł, a potem zawaliłam termin, to muszę redaktora naczelnego przeprosić, wytłumaczyć się, powiedzieć, że mi przykro, ustalić, na kiedy to zrobię i obiecać że to się więcej nie powtórzy. Redaktor mi wybacza i wierzy, że następnym razem postaram się bardziej. I ja też w to wierzę, ale wiadomo, jak to w życiu bywa… Historia lubi się powtarzać, niestety… Wciąż popełniam te same grzechy. Myślę, że nie tylko ja… I dlatego tak ważne jest moim zdaniem, żeby spowiadać się regularnie. I taka regularna spowiedź, to krok czwarty.
I właśnie to wypominają mi niektórzy ewangelikalni znajomi. Twierdzą, że jeśli w Kościele regularnie prowadzona jest spowiedź czy to indywidualna czy powszechna, zachęca to ludzi do… grzeszenia. Ich zdaniem możemy celowo grzeszyć w tygodniu, bo przecież w niedzielę jest spowiedź. Jasne, być może niektórzy katolicy, prawosławni i ewangelicy mają takie podejście. Ale czy tak postępuje dojrzały i odpowiedzialny chrześcijanin? Nasz przyjaciel, Dietrich Bonhoeffer, nazywał to tanią łaską. Nie o to nam chodzi, prawda? Ale i tak grzeszymy i będziemy grzeszyć, bo tacy po prostu jesteśmy. I wtedy dobrze jest pamiętać o tym, że w spowiedzi możemy wyprać dusze. Możemy otrzymać przebaczenie i to jest piąty krok. Dzieci moje, to wam piszę, abyście nie grzeszyli. A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy. On jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata – przypomina nam apostoł Jan w dzisiejszej lekcji. Dzięki temu na co dzień możemy żyć bez lęku. Żyć odważnie, nie bojąc się ubrudzić, zgrzeszyć. O to właśnie chodziło naszemu reformatorowi, Marcinowi Lutrowi, kiedy powiedział „grzesz śmiało”. A jeśli już ubrudzimy naszą duszę, to możemy ją wyprać. A Pismo święte uczy nas, że jest to pranie bardzo skuteczne!
Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna – czytaliśmy przed chwilą w psalmie. Wyobrażacie sobie taki środek piorący? Jeśli wylejecie na biały obrus barszcz w Wigilię albo oblejecie białą koszulę czerwonym winem, albo skaleczycie się… Wiecie chyba, jak trudno usunąć jest takie czerwone plamy z jasnego ubrania. A Bóg to potrafi. Wybielić nasze najgorsze grzechy. O właśnie, powiedziałam, że krew brudzi. Ale nie każda, bo krew Jezusa Chrystusa, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu. To znowu był fragment 1 listu Jana. Czy jak czytamy w 7. rozdziale Objawienia św. Jana: To są ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i wyprali szaty swoje, i wybielili je we krwi Baranka.
Krew Chrystusa, którą przelał za nasze grzechy, oczyszcza nas. Korzystajmy z tej wielkiej łaski, łaski odpuszczenia grzechów, łaski przebaczenia. Za chwilę będziemy mogli przystąpić do spowiedzi i Komunii. Również w każdą niedzielę w czasie pasyjnym będzie taka możliwość. Pamiętajmy, szczególnie w tym okresie, o wieczornym rachunku sumienia, przepraszaniu innych i regularnej spowiedzi. Jednak taka porządnie wyprana dusza bywa wygnieciona i wypadałoby ją również… wyprasować. Ale to już temat na inne spotkanie. Amen.
Rozważanie wygłoszone podczas młodzieżowego spotkania pasyjnego 26 lutego 2015 r przez studentkę teologii, Darię Stolarską.
comment closed