You are here: Home // archiwum spotkań, kazania, spotkania, wydarzenia // Bóg bez brody

Bóg bez brody


Obj. 4,1-5.

(1) Potem widziałem, a oto drzwi były otwarte w niebie, i głos poprzedni, który słyszałem, jakby głos trąby rozmawiającej ze mną, rzekł: Wstąp tutaj, a pokażę ci, co się ma stać potem. (2) I zaraz popadłem w zachwycenie. A oto tron stał w niebie, na tronie zaś siedział ktoś; (3) a Ten, który na nim siedział, podobny był z wyglądu do kamienia jaspisowego i karneolowego, a wokoło tronu tęcza, podobna z wyglądu do szmaragdu. (4) A wokoło tronu dwadzieścia cztery trony, a na tych tronach siedzących dwudziestu czterech starców, odzianych w białe szaty, a na głowach ich złote korony. (5) A z tronu wychodziły błyskawice i głosy, i grzmoty; przed tronem zaś płonęło siedem ognistych pochodni; jest to siedem duchów Bożych.

Bóg bez brody

Tak oto pisze internauta do prof. Jerzego Bralczyka, słynnego językoznawcy:

Panie Profesorze, Mam już 25 lat, a tak naprawdę nie wiem, co to znaczy, że kawał ma brodę. … skąd ta nazwa?

Mam już 55 lat i brodę, ale na temat tego wyrażenia mogę powiedzieć tyle tylko, że jest to dawna metafora, mająca mówić o starości kawału. Tak zresztą mówiono (lub pokazywano, głaszcząc się po brodzie) i o innych opowiadanych historiach, kiedy chciano przygadać powtarzającemu siebie (i innych) opowiadaczowi (http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=1226).

W ten oto humorystyczny sposób brodaty profesor Bralczyk odpowiedział na pytanie o znaczenie wyrażenia “kawał z brodą”. Jeśli kawał ma brodę, to zazwyczaj nikogo nie zabawia. A co w przypadku kiedy sam Bóg ma brodę i już nikogo nie interesuje? Opowiedzenie dowcipu z którego już nikt się nie śmieje, chociaż nieraz żenujące, niesie za sobą niewielkie konsekwencje. Mówienie o Bogu w sposób, który już nikogo nie inspiruje konsekwencje może mieć znacznie większe.

Brodaty Bóg

Problem polega na tym, że Bóg ma brodę nie tylko w tym sensie, że mówienie o nim poza kościołem raczej wywołuje wstyd niż zainteresowanie. Jeślibyśmy mieli na ułamek sekundy zamknąć oczy i wyobrazić sobie jak wygląda Bóg, to u większości z nas miałby on brodę i może nosiłby koronę.

Chodzi o to że, wpadliśmy w zimowe koleiny w mówieniu o Bogu. Najpopularniejszy wizerunek Boga, to dużej postury brodaty mężczyzna w podeszłym wieku siedzący na tronie w niebie. Nie powinno chyba nikogo dziwić, że taki anachroniczny obraz Boga – zarówno co do ustroju politycznego (monarchia), co do odkryć kosmologicznych (niebo), jak i co do rozumienia płci (patriarchat), większości wykształconego społeczeństwa już nie pociąga.

W drodze do fryzjera

Jak więc zgolić tę przysłowiową brodę Bogu? Jak sprawić by stał się on trendy, a mowa o nim nie była żenująca?

Tutaj z pomocą mogą przyjść rozważania luterańskiego filozofa i teologa, Paula Tillicha, który nieco ponad 100 lat temu na Instytucie Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego otrzymał doktorat.

Po pierwsze, Tillich twierdzi, że treść wiary w Boga nie może być wyrażona językiem dosłownym, ponieważ Bóg – jeśli ma nie być fizycznym bożkiem – musi przekraczać wszystko to, co ziemskie. Oznacza to, że język wiary z definicji jest językiem metaforycznym.

Po drugie, Tillich przekonuje, że język o Bogu jest symboliczny. Flaga narodowa nie tylko obrazuje majestat danego kraju, ale także jest jego częścią. Podobnie jest z symbolicznym językiem o Bogu, który nie tylko o nim mówi, ale jednocześnie go uobecnia. W chrześcijaństwie podstawowym symbolem Boga jest symbol króla. Mamy przekonanie, że o Bogu można mówić inaczej, ale ten język tak mocno złączył się z naszym wyobrażeniem Boga, że trudno byłoby nam mówić o Bogu nie używając symboliki monarchy.

Po trzecie, Tillich uważa, że symbole religijne, z symbolem Boga jako króla, nie da się po prostu zmieniać jakąś umową społeczną. Powstają one bowiem zwykle w zbiorowej nieświadomości społeczeństw, a nie jako świadoma kreacja jednostki w danym momencie historycznym.

Tillich poświęcił niejedno opracowanie symbolicznej naturze języka religijnego. Dla naszych potrzeb wymieniliśmy trzy podstawowe. Powtórzmy je:

  • po pierwsze, język o Bogu jest metaforyczny, a nie dosłowny;
  • po drugie, ma naturę symbolu, a więc uczestniczy w tym, do czego się odnosi;
  • po trzecie, powstaje zwykle w zbiorowym procesie historycznym, a nie jako kreacja jednostki.

Golenie

Jeśli zależy nam na odświeżeniu wizerunku Boga, na zgoleniu brody czy ściągnięciu korony, to proponuję wyciągnąć trzy lekcje z trzech poczynionych obserwacji.

Po pierwsze, jeśli nasze mówienie o Bogu jest metaforyczne, to oznacza że nie powinniśmy w imię autorytetu kościoła lub Biblii ograniczać się jedynie do starożytnych sposobów mówienia o Bogu. Powinniśmy uwolnić się od starej metaforyki i “włączyć wyobraźnię”, i to współczesną wyobraźnię.

Po drugie, jeśli język o Bogu ma naturę symbolu, to znaczy, że jest on głęboko zakorzeniony w świadomości wiernych. Zmiana tego języka może więc być dla nich trudnym procesem, nieraz traktowanym wręcz jako odejście od wiary. Tutaj potrzeba pracy nie tylko teologicznej, ale przede wszystkim duszpasterskiej.

Samym teologom jest ciężko zmienić sposoby mówienia o Bogu, u niejednego z nich ten język jest tak mocno powiązany z samym Bogiem, że jego zmiana to prawie zmiana samego Boga. A co dopiero ze zwykłymi wiernymi! W zmianie wizerunku Boga potrzebujemy teologów, a przede wszystkim duszpasterzy prowadzących wiernych w tych zmianach.

Po trzecie, skoro zmiana symbolu Boga jest procesem zbiorowym, zwykle będzie procesem długotrwałym. Rozwój technologiczny, a z nim świadomość i światopogląd społeczeństw zmienia się prawie naocznie. Jeśli chcemy, aby wizerunek chrześcijaństwa nie stał się zupełnie przestarzały, musimy wszyscy razem odważnie pracować na reformowaniem językowej tożsamości Boga. Efekty tej pracy nie zobaczy nasze pokolenie. To dopiero przyszłe pokolenia skorzystają z naszej pracy teologiczno-duszpasterskiej. Gra jest warta świeczki, jeśli nie chcemy, by religia przeszła do lamusa.

Nowe twarze

Wypadałoby żebym na koniec podał przynajmniej jakieś przykłady takich metafor Boga, które pozbawiają go brody. Zaryzykuję dwa.

Bóg z brodą i koroną to Bóg stary i mocny. Podczas zbliżającego się czasu adwentu i świąt bożonarodzeniowych spotykamy się jednakże z noworodkiem Jezusem – Bogiem w ciele; Bogiem młodym i bezsilnym. Bogiem, który dzięki człowiekowi – łonu matki Marii, a także pomocy innych, rodzi się, rośnie i dojrzewa – zaczyna mieć wpływ na świat. Bóg stary i mocny nie potrzebuje niczyjej pomocy. Bóg młody i bezsilny potrzebuje nas – nie ma Boga na ziemi bez tych, którzy go noszą w sobie.

Bóg z brodą i koroną to Bóg wszechobecny, przemawiający i godny chwały. Współczesny odbiór Boga jest jednak inny. Żyjemy tak jakby Boga nie było, tak jakby nie przemawiał i nie kłaniamy się mu oddając chwałę. Można wyjść naprzeciw tym współczesnym postawom i pokazać Boga nie jako króla, ale np. jako dyrygenta. Król jest wszechobecny, dyrygenta zaś podczas koncertu zwykle nie widzimy od przodu, nie wpatrujemy się w jego twarz. Król orzeka i cała świta go słucha – dyrygent podczas koncertu – jako jedyny z artystów na scenie – nie wydaje żadnego dźwięku! Królowi należy się chwała, cześć i uwielbienie. Zaś na sali koncertowej to dyrygent kłania się publiczności. Bóg jako dyrygent jest niewidoczny, milczy i kłania się człowiekowi. Któż takiemu Bogu nie zaklaszcze i podziękuje?

Bóg nie ma brody. Dlatego mu ją zgólmy.

 

Piotr Lorek

1 odp. to " Bóg bez brody "

  1. […] zatytułowane „Bóg bez brody” wygłosił dr Piotr Lorek, opiekun Duszpasterstwa Akademickiego „Pronoja”, a sakrament […]